OCZAMI CLARY
Weszłam do mojego pokoju cała przemoczona. Nie mogłam uwierzyć że podwiózł mnie Jacob . Naprawdę. Nie mogę w to uwierzyć. Gdy teraz tak o tym myślę to normalnie przy nim tracę głowę. A gdy patrzę w tę Jego oczy, które są jak fabryka czekolady. Wiem chyba trochę przesadzam. Ale i tak nie zamierzam się do niego zbliżać. Myśląc o Jacobie weszłam do łazienki i stanęłam przed lustrem. Gdy popatrzyłam na siebie to tylko jedna myśl plątała mi głowę, „jakim cudem to lustro jeszcze nie pękło?” Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Moje czarne włosy były posklejane przez deszcz, makijaż rozmazał się i spływał po policzkach, a moje ciuchy są przemoczone do suchej nitki.
Po demakijażu wzięłam orzeźwiający prysznic zapominając o dzisiejszym dniu. Dobrze, że Ranny i Davida jeszcze nie ma, bo miałabym szlaban jak nic. Nie mam już sił. Zdołałam się tylko przebrać w piżamę, a gdy się kładłam do łóżka w głowie miałam jeden obraz. Uśmiechnięty od ucha do ucha, brunet o czekoladowych oczach, a był nim Jacob. Już po chwil Morfeusz zabrał mnie w krainę snów.
*
Rano obudziłam się bardzo wyspana. W końcu dziś sobota. Popatrzyłam na zegarek wskazywał 11:17. Nigdy nie obudziłam się o tej godzinie, zawsze wstaje około dziesiątej, a dziś? Co ja wczoraj robiłam? A już wiem. Jacob. I co ja teraz pocznę. Nie mogę się z nim zaprzyjaźnić. Ale jak na złość, gdy go olewam on jeszcze bardziej do mnie lgnie. Musze się rozluźnić. Przydałaby mi się krótka przejażdżka na deskorolce. No, ale Król pokazuje się tylko w nocy, a mnie nikt nie może zobaczyć na desce.. A w szczególności Jacob. UGH. Muszę czekać do wieczora, zaraz zwariuje. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w coś wygodnego ( Ubrałam to) Zeszłam na dół do kuchni, gdzie siedział David. Podejrzewam, że Ranny pojechała na zakupy.
- Cześć. – Powiedziałam z uśmiechem na twarzy do Davida.
- No cześć, cześć. Jak się spało? - Popatrzył na mnie z nad gazety, którą po chwili położył na stole.
- A wyspałam się jak nigdy. O której wczoraj wróciliście?- Zapytałam no, bo w końcu poszłam spać przed północą, a ich jeszcze nie było.
Zabrałam z lodówki parę jajek i zaczęłam robić jajecznice. No to tak trochę szynki, sera 2 jajka i gotowe. Mmm. Zabrałam moje śniadanie i usiadłam koło Davida.
-Wróciliśmy, jakoś tak przed północą. Wiesz, co ja muszę jechać szybko do warsztatu nagły przypadek i chyba mnie zejdzie do późna. Poradzisz sobie? Pokiwałam głową na potwierdzenie- Ranny powinna przyjechać koło 13:00. TO ja idę. Pa Clary.
I co ja będę robiła przez cały dzień? Wiem. Pooglądam jakieś filmiki z trikami na deskę. Może czas pouczyć się czegoś nowego. No niby jeszcze nie pokazałam wszystkiego, co potrafię w, skateparku, bo to zostawiam na czarną godzinę. Z rozmyślań wyrwał mnie trzask drzwiami. Skończyłam jeść jajecznice. Od razu włożyłam talerz do zmywarki. Po czym podeszłam do lodówki i wysiąkłam coca- cole w puszce. Otworzyłam ją, upiłam łyk i poszłam do swojego pokoju się przebrać.
Pooglądałam, parę filmików i wybrałam (jak na moje oko) jeden z trudniejszych. Pora się wziąć do pracy. Tak rozplanujmy to. Najpierw powiem Ranny, że idę pobiegać jak zawsze, gdy jeżdżę. Wie, że lubię sobie pojeździć, ale że jeżdżę na rampy to nie wie. Zawsze ukrywam przed nią tylko jedynie moją maskę. Potem pojadę na rampy. Około 23 wrócę pokażę się Ranny. A zaraz potem wymknę się przez okno. Pod moim oknem jest altanka, więc wystarczy na nią wejść i skoczyć. Moje rzeczy zawsze chowam w garażu. A potem już wszystko idzie gładko. Tak to jest ta moja druga strona medalu.
*
Wpatruje się w ten zegarek od paru minut a wydaję się, że wskazówki idą coraz wolniej. Czekałam tak aż wybije 20:00. Ale chyba nie dam rady. Wstałam z łóżka i zaczęłam się ubierać w mój strój „króla”. Od kiedy nazywam siebie królem? Nie przestań to nic takiego. Nie jednak to coś znaczy, bo ja nie jestem żadnym królem. To oni mnie tak nazywają. Ja nie widzę w sonie nic nadzwyczajnego. To nadal ja. Clary Host. Żaden król. Nikt wyjątkowy. Tylko ja wiem, że jestem inna. Bo tylko ja wiem, że mam dwa różne oblicza. Nikt inny.
Już gotowa do wyjścia. Zeszłam na dół do kuchni i powiadomiłam Ranny, że idę pobiegać i wrócę około 23. Wyszłam z domu i szybko pobiegłam do garażu. Nagle usłyszałam moją sąsiadkę.
-Cześć Clary. Idziesz biegać? -Przytaknęłam na tak-To pobiegamy razem. Ja też właśnie idę pobiegać. Poczekaj chwilkę.
UGH! Nienawidzę jej. Eva. Tak ma na imię. Jest najbardziej przebiegłą osobą, jaka kiedykolwiek widziałam. Ma ona blond włosy do ramion, brązowe oczy i na moje oko około 165cm. Nigdy nie pyta o pozwolenie i nigdy nie przeprasza. Kiedyś, gdy wracałam z zakupami ze sklepu wpadła na mnie, gdy biegła i jeszcze do, tego powiedziała abym uważała jak chodzę, bo jeszcze pod auto wpadnę. Naprawdę jaj nie lubię a teraz zburzyła mój plan pojeżdżenia na desce. Nie mam odwagi, aby jej powiedzieć, że nie mam najmniejszej ochoty na biegi z nią. Nie nawet w ogóle ochoty na bieganie. Jedyne, co teraz chcę to deskorolka i rampy w parku. Ale cóż. Wkładam swoją pokerową maskę i gram jak najlepiej umiem miłą osobą. Bo taka jestem dla innych, na co dzień.
Z Evą biegałyśmy trzy godziny. Wróciłam do domu pokazałam się Ranny i Davidowi i szybko pobiegłam do pokoju. Zamknęłam się na klucz. Podeszłam do okna, otworzyłam je i szybko zeszłam na altanę i skoczyłam na nasz chodnik. Pobiegłam do garażu wzięłam moją maskę, deskę i ochraniacze. Na kolana, łokcie i oczywiście mój kask, który był cały czarny. Wyszłam ukradkiem z garażu. Pojechałam do parku okrężną drogą, bo tak to mogliby zacząć podejrzewać gdzie mniej więcej mieszkam. Gdy już dotarłam na miejsce zaczęłam jeździć i robić różne triki na desce. W końcu po pół godziny znów zaczęli wyzywać mnie do pojedynku. Jak pewnie każdy chcą być tym, który pokona króla i zajmie jego miejsce. Ale tak nie będzie. Nie jestem łatwym przeciwnikiem. O wyniku pojedynku nie decyduje nikt. Odkąd tu jestem nie widziałam, aby ktoś nie przestrzegał tej jedynej zasady panującej w parku. Otóż jest taka tablica, na której są wypisane wszystkie nazwy trików na dece i ich punktacje. Najwięcej punktów jak dotychczas zebrała tylko jedna osoba-Ja czyli dla innych „Król”. Jest też lista na której jest wypisana status czyli ilość punktów dla danej osoby. Oczywiście nie wszyscy zapisują się na tą listę żeby się nie oczernić małą ilością punktów. Ja nawet nie musiałam. Ponieważ jeszcze nikt ze mną nie wygrał jestem pierwsza. Nie wiem, kto mnie zapisał. Ale jestem tam zapisana, jako król.
Gdy było około północy zaczęło mi się robić duszno pod tą maską. Ma ona jedynie otwór na oczy. No, ale postanowiłam jeszcze trochę wytrzymać, chociaż do pierwszej. Nagle rozmazał mi się obraz przed oczami. Zaczęłam mrugać, ale to nic nie pomogło. Straciłam równowagę na deskorolce i… upadłam. Zjechałam na kolanach po rampie. Leżałam na brzuchu parę minut. Czułam się zmęczona, a gdy próbowałam podnieść głowę zaczęłam pulsować tak mocno, że nie miałam nawet siły otworzyć oczu. Czułam, że wszyscy zebrali się wkoło mnie i parzą na mnie. Po prostu czułam to.
-Hej ludzie to nadal człowiek. Trzeba mu jakoś pomóc. – odezwał się ktoś, nie poznałam po głosie, dzięki Bogu mam nadzieje, że odpędzi tych wszystkich ciekawskich ode mnie. –Na początek może się tak trochę odsuniecie? Zaraz braknie tu tlenu.- Gdy wszyscy po krótkich protestach odeszli ten ktoś podszedł do mnie. –Muszę Ci zdjąć tą maskę. Mogę się założyć, że blokuje dopływ powietrza. I pewnie, dlatego upadłeś.-Wraz z tymi słowami odzyskałam jasność umysłu i podniosłam się pomimo ogromnego bólu głowy. Szybko wzięłam swoją deskę i i zaczęłam biec w stronę domu. W tym momencie nie obchodziło mnie, że ktoś może mnie śledzić. Chciałam znaleźć się jak najszybciej w domu. Kątem oka popatrzyłam na chłopaka, który chciał mi pomóc. Z wrażenia opadłą mi szczęka. Dosłownie. Moje usta rozchyliły się lekko, ponieważ zobaczyłam tam Jacoba Mallarka. Zaczęłam biec szybciej a gdy wyszłam z parku wskoczyłam na deskę i szybko odpychając się pojechałam środkiem ulicy w stronę domu.
Spoglądając na zegarek wydawało mi się, że jadę godzinami a minęło zaledwie kilka minut. Popatrzyłam jeszcze raz by upewnić się czy, aby na pewno minęło kilka minut. Nadal była ta sama godzina co kilka sekund temu. Czyli 00:25.
Obraz przed oczami zaczął się rozmazywać, wirować. Pojawiły się ciemne plamki przed moimi oczyma. Próbowałam podnieść rękę, aby zdjąć maskę. Ale jak na złość moja ręka zrobiła się tak ciężka iż nie miałam siły jej podnosić. Czułam że zaczynam upadać. Nie wiem jakim cudem, ale pomimo zawrotów głowy w jakiś sposób zeszłam z deski. Poczułam że upadam a w tle usłyszałam zduszony okrzyk. Kątem oka zobaczyłam...
________________
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
OD AUTORA:
Wiem, teraz z pewnością każdy czytający tego bloga strasznie się rozczarował gdy nie dodawałam ani jednego posta. Choć pewnie jest Was niewiele wiem jakie to uczucie gdy chcesz w końcu wiedzieć co się będzie działo dalej. :) Postaram się teraz pisać co weekend lub co 2 tyg. Podkreślam postaram się! Kocham Was! <3
Ola